Konwencja Demokratów z 1968 r.

Gdy delegaci przybyli do Chicago w ostatnim tygodniu sierpnia 1968 r. Na 35. Krajową Konwencję Demokratów, okazało się, że burmistrz Richard J. Daley, ustępujący tylko prezydentowi Lyndonowi B. Johnson, będąc pod wpływem politycznym, ustawił alejki prowadzące do centrum kongresowego plakatami przedstawiającymi ptaki i kwitnące kwiaty. Wraz z tymi przyjemnymi zdjęciami zamówił nowe ogrodzenia z sekwoi, aby osłonić nędzne działki aromatycznych dziedzińców sąsiadujących z miejscem kongresu. W Międzynarodowym Amfiteatrze konwecjoniści odkryli, że główne drzwi, wzorowane na portyku Białego Domu, były kuloodporne. Sama hala była otoczona stalowym ogrodzeniem zwieńczonym drutem kolczastym. Wewnątrz ogrodzenia grupki uzbrojonych policjantów w hełmach mieszały się ze strażnikami i agentami Secret Service w ciemnych garniturach. Na szczycie kamiennej bramy, przez którą wszyscy musieli wejść, znajdował się ogromny znak z mimowolnie ironicznym napisem „HELLO DEMOCRATS! WITAMY W CHICAGO”.

Z tej historii

Jeśli to otoczenie potiomkinowskiej wioski nie wystarczyło, by wzmóc niepokój wśród Demokratów zbierających się w celu nominowania swojego kandydata na prezydenta, same elementy i warunki życia w Chicago przyczyniły się do poczucia zbliżającej się katastrofy. Pogoda była przytłaczająco gorąca i wilgotna Klimatyzacja, windy i telefony działały nieprawidłowo. Taksówki w ogóle nie działały, ponieważ kierowcy ogłosili strajk przed rozpoczęciem konwencji. Gwardia Narodowa została zmobilizowana i rozkazano strzelać w celu zabicia, jeśli to konieczne.

Nawet gdy delegaci zaczęli wkraczać do obozu, do miasta napłynęła armia protestujących z całego kraju, obozując w parkach i zapełniając kościoły. , kawiarnie, domy i biura sklepowe. Byli grupą hybrydową – radykałowie, hippisi, jipiści, umiarkowani – reprezentujący niezliczone problemy i szeroki wachlarz filozofii, ale byli zjednoczeni w jednej sprawie: zakończeniu długiej wojny w Wietnamie i rzuceniu wyzwania przywódcom Partii Demokratycznej i ich delegatom, by zerwali z przeszłość, stwórz zmianę – tak, to był termin na ustach każdego protestującego – i przebuduj zrujnowany amerykański system polityczny. Jak ujął to Rennie Davis, przemawiając jako dyrektor projektu Narodowego Komitetu Mobilizacji na rzecz zakończenia wojny w Wietnamie, największa i najważniejsza grupa dla planowanych protestów: „Wielu naszych ludzi wyszło już poza tradycyjne procesy wyborcze, aby dokonać zmiany. Uważamy, że uwolniona energia … tworzy nowy elektorat dla Ameryki. Wiele osób przyjeżdża do Chicago z poczuciem nowej pilności i nowym podejściem. ”

To, co nastąpiło później, było gorsze, niż mógłby sobie wyobrazić nawet najgorszy pesymista.

Chicago z 1968 roku Konwencja stała się wydarzeniem szarpiącym, destylacją roku złamanych serc, zabójstw, zamieszek i załamania prawa i porządku, przez które wydawało się, że kraj się rozpada. W swoim psychicznym wpływie i długofalowych konsekwencjach politycznych przyćmił jakąkolwiek inną tego rodzaju konwencję w historii Ameryki, niszcząc wiarę w polityków, system polityczny, kraj i jego instytucje. Nikt, kto tam był ani kto oglądał to w telewizji, nie mógł umknąć pamięci o tym, co wydarzyło się przed ich oczy.

Włącz mnie do tej grupy, ponieważ byłem naocznym świadkiem tych scen: wewnątrz sali kongresowej, gdzie codziennie krzyczały mecze między czerwonoskórymi delegatami a liderami partii, które często trwały do godziny 15:00 w sali konferencyjnej. ranek; na zewnątrz w przemocy, która nastąpiła po tym, jak policjanci z Chicago zdjęli plakietki i brnęli w skandujące tłumy demonstrantów, aby zwalić ich na ziemię. Wciąż pamiętam duszące uczucie wywołane gazem łzawiącym rzucanym przez policję wśród tłumów protestujących gromadzących się w parkach i holach hotelowych.

W szczególności dla Demokratów Chicago było katastrofą. Pozostawiło po sobie blizny, które trwają do dziś, kiedy spotykają się na krajowej konwencji pośród dowodów wewnętrznych podziałów niezrównanych od 1968 roku.

Aby zrozumieć wymiary klęski Demokratów, przypomnijmy, że w 1964 roku, Lyndon B. Johnson pokonał Barry’ego Goldwatera na prezydenta, zdobywając 61,1% głosów, co przyćmiewa nawet największe poprzednie zwycięstwo wyborcze Franklina D. Roosevelta nad Alfem Landonem w 1936 r. W połowie 1964 r. Uchwalono przepisy dotyczące praw obywatelskich. praktycznie zakończyło segregację prawną w Ameryce. Optymiści zaczęli mówić o wkroczeniu Ameryki w „złoty wiek”.

Jednak do następnego lata powszechna przyczyna marszu czarnych i białych została zniszczona, gdy zamieszki ogarnęły dzielnicę Watts w Los Angeles, a przez następne dwa lata miasta w całym kraju.W tym samym początkowo pełnym nadziei roku administracja Johnsona podjęła fatalne zobowiązanie do dalszego zwiększania liczby żołnierzy do walki w wojnie lądowej w Wietnamie, eskalacji, która będzie wywoływać falę za falą protestów. W wyborach do kongresu w 1966 r. Demokraci – którzy doświadczali największej większości wyborczej od czasu Nowego Ładu – ponieśli poważne porażki.

Na początku 1968 r. Naród czekał większe wstrząsy: siły północnowietnamskie rozpoczęły ofensywę Tet, która Styczeń, wstrząsający wojskami amerykańskimi i niszczący wszelkie wyobrażenia, że wojna została prawie wygrana. Johnson wycofał się z kampanii prezydenckiej w marcu. Martin Luther King Jr. został zamordowany w Memphis na początku kwietnia, a kolejne zamieszki ogarnęły miasta. Robert F. Kennedy, spadkobierca spuścizny Kennedy’ego, miał swoją kampanię prezydencką uciętą kulą zamachowca po wygraniu krytycznej prawybory w Kalifornii w czerwcu.

To właśnie w tym niezwykle emocjonalnym tle zwołali Demokraci Hubert H. Humphrey, wiceprezes LBJ, ukończył prawybory, ale zapewnił delegatów kontrolowanych przez establishment partii. Senator Eugene McCarthy – kandydat antywojenny, którego drugie miejsce w prawyborach w New Hampshire dowiodło wrażliwości Johnsona – miał liczne siły na sali, ale teraz zostali oni zdegradowani do roli protestujących. Senator George S. McGovern zebrał co pozostało z sił Kennedy’ego, ale on również wiedział, że przewodzi grupie, której nadzieje zostały zniweczone.

Z jakiejkolwiek politycznej perspektywy – bywalców partii, nieregularnych czy reformatorów – wszyscy podzielali trwający pesymizm ich perspektywy przeciwko Partii Republikańskiej, która powstała za Richardem M. Nixonem. Wyrazili swoje rozmaite frustracje w Międzynarodowym Amfiteatrze podczas gorzkich, często bluźnierczych walk o postanowienia antywojenne. Ostateczna nominacja Humphreya, uważanego za spadkobiercę polityki wojennej Johnsona, potęgowała poczucie zdrady wśród tych, którzy sprzeciwiali się wojnie. Zwyciężyli to szefowie, a nie ludzie, którzy głosowali w prawyborach.

przemoc, która rozdarła konwencję przez cały tydzień, a większość z nich została uchwycona na żywo w telewizji, potwierdziła zarówno pesymizm demokratów, jak i opinię kraju o partii politycznej rozdartej niezgodą i brakiem jedności. W listopadzie partia straci Biały Dom na rzecz Nixona „Prawo i porządek”. W dziewięciu wyborach prezydenckich od tamtej pory Demokraci wygrali tylko trzy i tylko raz – w 1976 roku, po skandalu z Watergate, który zmusił Nixona do rezygnacji w hańbie – zdobyli zaledwie ponad 50 procent głosów.

Zmiany w rządzie partii ograniczyły uprawnienia establishmentu do mianowania kandydata na prezydenta, ale ideologiczne podziały utrzymywały się, dlatego tegoroczni rywalizujący kandydaci zaciekle walczyli o zwycięstwo w prawyborach. A po tak podzielonym sezonie głównym, ostatecznie nominacja nadal zależała od „superdelegatów”, którzy zastąpili szefów partii.

Jedno wspomnienie z 1968 roku pozostaje niezatarte 40 lat później. Przez cały tydzień byłem gościnnym komentatorem programu NBC „Today”, transmitowanego na żywo z Chicago. Wczesnym rankiem w piątek, kilka godzin po zakończeniu konwentu, pojechałem windą do holu hotelu Conrad Hilton, gdzie został, by udać się do studia. Gdy drzwi windy się otworzyły, zobaczyłem stłoczoną przede mną grupę młodych ochotników z McCarthy. Zostali tłuczeni przez policję z Chicago i siedzieli tam, obejmując się ramionami i plecami ściana, zakrwawiona i szlochająca, pocieszająca się nawzajem. Nie wiem, co powiedziałem w programie „Dzisiaj” tego ranka. Pamiętam, że ogarnęła mnie wściekła wściekłość. Samo myślenie o tym teraz znowu mnie denerwuje.

Haynes Johnson, który napisał 14 książek, opisywał Narodową Konwencję Demokratów z 1968 roku dla Gwiazdy Waszyngtona.

Write a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *